kabanowster napisał(a):http://www.wykop.pl/artykul/757943/badacze-uniwersytetu-alberty-wyleczyli-nowotwor-nikt-nie-jest-zainteresowany/
tekst o wyciąganiu ręki z majtek blupka. ogarnij się.DBM napisał(a):Marv mielismy jakas wymiane zdan ktora przeoczylem?
Przypomnij mi prosze, kiedy zostales zrobiony przeze mnie w "wala"? Bo ja sie zatrzymalem na tym, ze zazartowales z duskusji n.t. cctv, a ja zazartowalem, ze w ten sposob "robisz dobrze" blupiemu.
A moze to ta paranoja o ktorej mowil blupek mi sie wlaczyla i nie napisales tego posta i zaraz zjem wlasne wlosy?
Ten młodszy aspirant w sierpniu obchodzić będzie 25-lecie służby, a w kwietniu przyszłego roku przejdzie na emeryturę.
Policja i politycy twierdzą, że młodociani przestępcy wykorzystywali Twittera i bardzo popularne wśród młodych Brytyjczyków smartfony Blackberry do koordynowania grabieży sklepów podczas niedawnych zamieszek w Londynie i kilku innych miastach.
Rząd zapowiedział już rozważenie zakłócania sieci telefonii komórkowej i blokowania portali społecznościowych w razie zamieszek. Zapowiedziano zwiększenie uprawnień policji w razie kolejnych zajść ulicznych.
"Polska jest dla wszystkich" to impreza, której hasłem przewodnim jest walka z rasizmem. Chciano walczyć z nim w Gdańsku, zamalowując hasła o obraźliwym charakterze. Gdy ich nie znaleziono, organizatorzy sami... wykonali rasistowskie napisy
"Gazeta Wyborcza" przypomina, że 9 grudnia wejdzie w Polsce w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, dzięki której można będzie nie ścigać osób przyłapanych z niewielką ilością narkotyku na własny użytek.
fob napisał(a):My, dzieci tamtych rodziców
autor: Jaszczurka | źródło: eioba.pl | data: 26 października 2010r.
Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka—właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominamy z nostalgią nasze szalone lata 80.
Cały artykuł
madierfakier napisał(a):Irańska Giełda Naftowa – prawdziwy powód ataku na Iran – dr Krassimir Petrov
Zajebista analiza powodów dla których USA tak bardzo nie cierpi Iranu.
Niepodległy szyb naftowy
Kuwejt to jedno z najbogatszych państw na świecie – tu obywatele mają wszystko, czego tylko zapragną. Ceną do zapłacenia za luksus i możliwość niepracowania jest utrzymywanie niewolnictwa, które ciągle ma się dobrze. Emirat słynie na świecie z dwóch powodów – pierwszy wiąże się z iracką agresją w 1990 roku i międzynarodową operacją wyzwolenia rok później. Wtedy to pierwszy raz o tym państwie usłyszała światowa opinia publiczna. Druga przyczyna „sławy” to niezwykłe wprost bogactwo, plasujące Kuwejt na liście najbogatszych na świecie. Olbrzymie pokłady ropy naftowej (złośliwi – głównie Irakijczycy – twierdzą, że Kuwejt to nie państwo, tylko niepodległy szyb naftowy) sprawiają, że Kuwejtczycy mają wszystko, czego zapragną po niskich kosztach. Szczodry emir dofinansowuje opiekę zdrowotną, paliwo (60 groszy za litr!), żywność, wodę, elektryczność, kupno domów, edukację, drugą żonę, spłatę kredytów. Dosłownie wszystko. Ktoś kiedyś powiedział, że pieniądze deprawują. Być może autor tego stwierdzenia doszedł do takiego wniosku właśnie w Kuwejcie. Obywatele tego państwa mają tyle pieniędzy, że już nie wiedzą, co z nimi robić. Wielki dom z basenem oraz kilkusetmetrowy domek na plaży to standard, podobnie jak co najmniej dwa wyjazdy zagraniczne do roku. Imponujące jak na europejskie warunki samochody, z których każdy pali co najmniej 15 – 20 litrów, to tutaj norma. Żeby się wyróżnić na tle sąsiadów, Kuwejtczyk musi kupić jacht. Ponoć ostatnio najmodniejsze jest imponowanie długością wizy do Stanów Zjednoczonych. Tam też na ogół wyjeżdżają młodzi Kuwejtczycy zdobywać wykształcenie. Gdy jest się tak obrzydliwie bogatym, nie trzeba pracować. Kuwejtczyk nie wie, co to praca, mimo że do niej chodzi (w większości przypadków są to posady rządowe). Wielu z nich dostaje intratne stanowiska w firmach zagranicznych, ale tylko dlatego, że taki jest wymóg prawa. Chcesz inwestować w Kuwejcie? Świetnie, ale przyjmij określoną liczbę Kuwejtczyków – nawet jeśli nie są do niczego przydatni. Nie jest wówczas czymś niezwykłym tworzenie dla takich wirtualnych pracowników miejsc pracy z jednoczesną prośbą, by zjawiali się tylko raz na miesiąc – po wypłatę. Wszyscy są wtedy szczęśliwi. Taka polityka jest zrozumiała, gdy pozna się Kuwejtczyków – znudzonych życiem ludzi przekonanych o swojej fantastyczności. Trzeba jednak dodać, że często niezwykle sympatycznych i grzecznych, z którymi nie sposób nic szybko i sprawnie załatwić. Obietnica Kuwejtczyka jest mniej warta niż polskiego polityka. Boleśnie się o tym przekonałem, gdy żadne z zaplanowanych wcześniej spotkań i wywiadów w jednym z ministerstw nie odbyło się lub zostało celowo przeniesione na okres po moim wyjeździe. Kuwejtczycy nie lubią bowiem otwarcie mówić „nie”. Wolą kluczyć i unikać odmowy, by kogoś nie urazić. Gdy Kuwejtczyk mówi, że coś zrobi jutro, oznacza to, że najwcześniej za trzy, cztery dni. Gdy mówi za tydzień – nie ma co liczyć na odpowiedź w ciągu miesiąca. Gdy obieca zadzwonić lub napisać – możemy o sprawie zapomnieć. Chyba że ma w tym interes – wtedy skontaktuje się od razu i będzie naciskał na szybkie rozstrzygnięcie. Nie inaczej jest podczas świętego miesiąca ramadanu – wtedy Kuwejtczyk zamiast pracą zajmuje się modłami, spaniem i czekaniem na zmrok, by wreszcie móc zjeść. Państwo jednak działa nadal – dzięki obcokrajowcom.
Nie dla turystów
Mając tak dużo wolnego czasu, można zrobić wiele fajnych rzeczy, ale Kuwejt tego nie ułatwia. Zdecydowanie nie jest to państwo turystyczne i w regionie chyba tylko Bahrajn może być dla miłośników zwiedzania mniej interesujący. Kuwejt nie może równać się z pełnym archeologicznych bogactw Irakiem, a już na pewno nie z pięknym i tajemniczym Iranem. Przegrywa również z niezwykle urokliwym Omanem, a nawet ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (głównie za sprawą Dubaju), w których to można napić się alkoholu (dla wielu osób to czynnik decydujący). W Kuwejcie napoje procentowe są zakazane – zdesperowani muszą ratować się bezalkoholowymi trunkami: piwem lub szampanem. Nie udało się przeforsować projektu, by alkohol serwować po zawyżonych cenach w ekskluzywnych hotelach. Nie ma bowiem takiej ceny, która dla Kuwejtczyka jest zbyt wysoka. Dlatego też najlepszym prezentem dla obywatela tego państwa jest często markowy alkohol, który istnieje na czarnym rynku. Podobnie jak narkotyki czy prostytucja, które również mają swoje miejsce w kuwejckiej rzeczywistości – nawet jeśli pielęgnowany przez państwo wizerunek bogobojnych i skromnych rodaków jest inny. Turysta raczej w Kuwejcie nie poopala się na plaży, chociaż temperatura – teoretycznie – to ułatwia – latem słupek rtęci sięga 50 stopni Celsjusza, co gwarantuje szybkie efekty słonecznych kąpieli. Niestety, publicznych plaż jest niewiele, a te istniejące uginają się pod stertami śmieci – Kuwejtczycy nie słyną z dbania o czystość otoczenia. Swój niekwestionowany wpływ mają także liczni obywatele Indii, Sri Lanki czy Bangladeszu, u których pojęcie ochrony środowiska nie występuje w słowniku. Trudno też kobietom, szczególnie miejscowym, paradować w bikini – chociaż projekt całkowitego zakazu ostatecznie uznano za niekonstytucyjny, to ten rodzaj stroju jest tutaj niemile widziany. Kuwejtki mogą nosić skąpe ubrania tylko w nielicznych miejscach – na ogół w ekskluzywnych klubach lub na oddalonej od lądu niewielkiej wyspie Kubbar. Tam Allah nie widzi, a więc można. Przynajmniej jeszcze można, bowiem konserwatystów irytuje zachowanie wielu młodych Kuwejtek, które na plaży robią „niemoralne i gorszące rzeczy, jak noszenie nieodpowiednich ubrań, poufałość, tańczenie, śpiewanie, słuchanie głośnej muzyki i wyprowadzanie psów”. Te jednak, wychowane często na kulturze Zachodu, nie zamierzają ustępować. Nie ma też w zasadzie żadnych ciekawych muzeów. Od biedy zwiedzić można siedzibę władcy, pałac Seif czy wioskę, w której wyrabia się tradycyjne łodzie żaglowe (dhow). Można też odwiedzić Al-Bader House – tradycyjny dom zbudowany w 1865 roku. Z braku innych atrakcji można poszperać po bazarze, ale nie kusi on tak bardzo jak inne arabskie targi – z marokańskim Dżamal el Fna na czele. Ten kuwejcki jest mały i nudny. Za najbardziej interesujący obiekt turystyczny w całym kraju uchodzą kuwejckie wieże z restauracją u góry (Kuwait Towers). Kolejne na liście plasują się: zoo, lodowisko, ekskluzywne kurorty. No cóż… jaki kraj, takie atrakcje. Można też popływać po wodach zatoki lub zainteresować się nurkowaniem, popularnym wśród wielu osób, i to niekoniecznie miłośników rafy koralowej czy pereł, ale… alkoholu. Ponoć na dnie czasem można znaleźć nietknięte butelki, pospiesznie wrzucone przez przemytników w obliczu zbliżającej się policji. W praktyce więc Kuwejtczycy, jeśli akurat nie są na zagranicznych wakacjach, poświęcają czas na jazdę samochodem i wydawanie pieniędzy. Kuwejt to prawdziwe miasto samochodowe – tutaj własne auto (koniecznie z klimatyzacją), to niejako obowiązek. Chociaż stołeczne Kuwait City jest względnie niewielkie (całe państwo to połowa powierzchni województwa mazowieckiego), to poszczególne budynki rozrzucone są na dużej przestrzeni. Sprawia to, że każdego dnia trzeba przejechać ze sto, a czasem sto pięćdziesiąt kilometrów, by załatwić wszystkie sprawy. Na piechotę tutaj właściwie nikt nie chodzi.
Biali górą
Stworzenie i utrzymywanie państwa dobrobytu, w którym każde drzewo jest sztucznie zasadzone i podlewane, ma swoją cenę. Płacą ją jednak nie Kuwejtczycy, lecz prawdziwi twórcy obecnego Kuwejtu – pracownicy najemni, których w tym państwie jest około 2,3 miliona. Stanowią oni większość – Kuwejtczycy to raptem 45 populacji kraju. Nie wszyscy mają jednak równe szanse. W tym państwie można bowiem doskonale zarobić i żyć w luksusie, tylko gdy albo jest się rdzennym Kuwejtczykiem, albo należy się do tak zwanej kasty błękitnych oczu, a więc osób białych, utożsamianych z Zachodem. Biali, niezależnie jaki zawód wykonują (na ogół dobrze płatne posady specjalistów w różnych sektorach, choć nie brak też polskich górników), z automatu są traktowani z dużym szacunkiem. Na samym dnie społecznej drabiny znajdują się fizyczni pracownicy z biednych państw Trzeciego Świata – Sri Lanki, Filipin, Bangladeszu, Nepalu, Indonezji, Somalii czy Etiopii. To oni, często niepiśmienni, tak naprawdę jako jedyni ciężko pracują, robiąc wszystko to, czym nie pohańbi się przekonany o swojej wyjątkowości Kuwejtczyk. Są kierowcami, budowniczymi, sprzątaczami, sprzedawcami. To właśnie z tej grupy, głównie z obywateli Bangladeszu, pochodzi najwięcej przestępców, a także prostytutek, które wbrew stereotypowym opiniom o purytańskich Arabach nie narzekają na brak klientów. – Ludzie ci nie mają w praktyce możliwości, by się poskarżyć – przyznał pracujący od dłuższego czasu w Kuwejcie zaprzyjaźniony Polak, zatrudniający sprzątaczkę z Bangladeszu. – Często zabiera im się paszporty, przez co są w potrzasku. Wielu przyjezdnych pracuje tutaj po kilkanaście godzin dziennie za równowartość kilkuset złotych (zakładając, że właściciel w ogóle zapłaci, co nie jest takie oczywiste). Dla porównania, przeciętna pensja Kuwejtczyka jest dziesięć, dwadzieścia razy większa. Szczególnie źle mają kobiety, które są maltretowane i często gwałcone. Nikt nie wie, jak duża jest skala problemu, ale nikogo to nie interesuje – z zachodnioeuropejskimi feministkami na czele. Jak to w ogóle możliwe, że niewolnictwo funkcjonuje w świetle prawa w XXI wieku? Kuwejt, ale także inne państwa Zatoki Perskiej, utrzymują tak zwany system sponsoringu – wiąże on pracownika fizycznego z konkretnym pracodawcą, bez którego zgody niemożliwa jest zmiana zatrudnienia. Opuszczenie miejsca pracy jest przestępstwem. Dlaczego więc w ogóle przyjeżdżają oni do państw Zatoki? Odpowiedź jest prozaiczna – w swoich ojczyznach mają jeszcze gorzej. Nie mogą wrócić do ojczyzn, bo aby wyjechać,często zadłużają się na tysiące dolarów u rodziny. Nie brak też sytuacji, gdy kłamią o swych kwalifikacjach, znajomości języka, byle tylko trafić do Kuwejtu z nadzieją, że znajdą jakąś, choćby najgorszą, pracę. Jakakolwiek fucha jest lepsza od żadnej.
Legalne niewolnice?
Na samym dnie są ludzie określani mianem bidun, a więc bezpaństwowcy. Całkiem niedawno wyszli na ulice (czy ktoś w ogóle o tym pisał?), żądając kuwejckiego obywatelstwa, dokumentów, dostępu do edukacji i służby zdrowia. Chociaż zgodnie z prawem międzynarodowym posiadanie obywatelstwa jest niezbywalnym prawem każdego człowieka – w Kuwejcie to przywilej. Nadanie praw bidunom zaburzyłoby starannie pielęgnowany wizerunek wykształconego i kulturalnego Kuwejtczyka, a także dałoby dostęp do dóbr oferowanych przez szczodrego emira każdemu obywatelowi. Pustym śmiechem pozostaje skwitować wybranie Kuwejtu do Rady Praw Człowieka ONZ. Państwo to ma takie pojęcie o prawach człowieka jak Polska o kolonizacji Marsa. Być może Kuwejt posunie się jeszcze dalej. Starając się walczyć z wszechogarniającą epidemią rozwodów wśród Kuwejtczyków, Salwa al Mutairi, była kandydatka do lokalnego parlamentu, przekonuje, że należy zalegalizować chrześcijańskich niewolników seksualnych sprowadzanych z państw objętych wojną – choćby z Kaukazu. Ponoć podczas podróży do Mekki, świętego miejsca islamu, uzyskała zapewnienie od duchownych przywódców, że nie tylko religia tego nie zabrania, ale nawet do tego zachęca. Grunt, by seksualne niewolnice nie były muzułmankami.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 90 gości