przez Zvier » 12 kwi 2009, 17:04
Pamiętam, że jeszcze za starych czasów na forum był taki temat.
Po tym co dziś mi się przyśniło, chciałbym temat odświeżyć.
Sen "na raty" czyli budziłem się, ogarniałem przez chwile rzeczywistość i wracałem dalej do tego samego snu.
Pamiętam tylko początek i zakończenie, masa pobocznych akcji nie jest warta opisywania bo za mało zostało w pamięci.
Sen na zasadzie „Wojny Światów” tylko że lepsze efekty specjalne i do tego ja tam „byłem”.
Szedłem z Thinkiem przez miasto, pokazywał mi swój nowy telefon komórkowy. Okazało się że ma tak mocny wyświetlacz, że może oświetlić cały blok. Śmieliśmy się dobrą chwilę z tego że świecimy ludziom po oknach telefonem. Przez przypadek uniósł telefon wyżej, tak patrzymy, patrzymy Think mówi
Kurwa!! Men, mogę nim oświetlić chmury.
Dalej beka z zajawki świecenia telefonem po wszystkim co wielkie i daleko.
Przyglądamy się tym chmurom dłuższy czas, w ogóle szok! Zamiast chmur jest jedna wielka organiczna masa „czegoś”.
O kurwa! Stary!! Co to jest?? Przecież to nie chmury!!!
W tym samym momencie, kilkanaście kilometrów dalej nastąpił atak! Organiczna masa wręcz rzuciła się na miasto, ziemia uderzyła w górę, budynki, latarnie, wszystko rozpieprzone w drobny mak, tysiące dźwięków i krzyków.
Zaczęliśmy uciekać! Dojrzałem jakiś budynek na kształt przypominający bunkier.
Szybka wbita na niższe poziomy, razem z innymi ludźmi.
W bunkrze były okna, malutkie okienka które pozwalały minimalnie ogarnąć co się dzieje, z za nich mocne światło i krzyki.
Naglę przez te okna zaczęły wbijać się macki, wyglądem przypominające robaki z diuny, wydawały dziwne dźwięki. Z miejsca, jednego gościa macka wessała, drugiemu wbiła jakiś pręt w głowę wysysając mózg i całą resztę. Totalne obsrani stoimy pod ścianą, nie wiedząc co zrobić.
Naglę cisza.. Macki stanęły w bezruchu, niektóre zwróciły „głowę” w stronę okien.
Zaczęły się cofać.
Przeniesienie wizji, patrzę z trzeciej osoby.
Biały dom, USA, atak dobrze już rozpierdzielił większość miasta.
Służby specjalne eskortują prezydenta do jakiejś twierdzy zbudowanej z tytanu i adamentium, która miała zapewnić mu bezpieczeństwo. Stoją w jakimś pomieszczeniu – prezydent z rodziną i masa gości w garniturach z pistoletami. Macki bez większego problemu zaczęły rozpierdol budynku.
Walka trwała krótko, pistolety nie dały rady. Wszyscy zginęli.
Znów przenosi się akcja do pierwotnego miejsca, tym razem z jakąś dziwną bronią i masą osób plus specjalnym oddziałem wojska (tak na oko mógłby to być odział z roku 2209, broń zresztą też. Idziemy do punktu kontaktowego, w którym ma być coś co nam pomoże.
Niestety zanim tam dotarliśmy nastąpił drugi atak, tym razem nie macki lecz jakaś jakby żelkowa maź spłynęła na ziemie (od ziemi do nieba, tworząc jakby ścianę, przypominającą falę uderzeniową), zaczęliśmy do niej strzelać jakimiś wiązkami laserowymi – nic to nie dało.
Maź pochłonęła nas, unieśliśmy się w przestrzeń nie mogąc oddychać, czułem że umieram..
Pęd mazi jednak doprowadził nas do punktu kontaktowego, w którym naukowcy byli już przygotowani na atak, wcześniej rozsypując jakiś proszek osuszający w którym również był dosypany preparat żrący.. Wielki jazgot z góry, środki osuszające oraz żrące dotarły na sam szczyt, rozjebując cały statek.. Zostaliśmy uwolnieni..
Przez chwilę patrzyłem jeszcze jak statek spada z góry na miasto rozpierdalając wszystko co stanęło mu na drodze.